Mówią, że nie ma czegoś takiego jak brak czasu - jest tylko brak motywacji ;) I chyba największą zmorą wszystkich odchudzających się lub chcących się odchudzać jest właśnie jej brak. I dla jednych motywacją będzie zakup np. hantli, ale u innych nawet zakup karnetu na siłownię, modnego stroju do ćwiczeń i pakietu SPA nie pomoże zmotywować. Wiadomo - każdy z nas jest inny ;)
Co najczęściej słyszymy od innych i od siebie? Tak tak od siebie również, tylko nasze wymówki troszkę inaczej odbieramy niż wymówki innych ;)
- nie mam czasu
- nie mam z kim dziecka zostawić
- nie mam kasy na sprzęt/karnet/odzież sportową
- nie mam siły po pracy
Te przychodzą mi do głowy jako pierwsze - oczywiście sama też się tak przez długi czas wymigiwałam. Teraz po parunastu miesiącach widzę, że temu wszystkiemu można zaradzić :)
Brak czasu - coś co doskwiera nie tylko osobom chcącym się odchudzać. Czasem godziny pracy lub obowiązki, w znacznym stopniu uniemożliwiają nam bycie konsekwentnym w postanowieniach odchudzania. I tutaj pierwszym krokiem każdego powinno być zamienienie określenia uniemożliwiają na utrudniają. Bo wszystko da się pogodzić - trzeba tylko chcieć troszkę ruszyć głową. Ja przez parę miesięcy "testowałam" kiedy najlepiej pasuje mi poświęcenie czasu na aktywność. I bingo - okazało się nagle, że wyskubanie godziny czasu w ciągu dnia nie jest aż takie trudne. Trzeba tylko chcieć :) Można np. godzinę wcześniej wstać, lub zaraz po pracy skoczyć na siłownię. Wiadomo, jak człowiek wróci do domu to już nie tak łatwo go "wykopać" z powrotem ;)
Oczywiście początki będą trudne ale nikt nie mówił, że będzie łatwo :) Ale wierzcie mi na słowo, po paru miesiącach nie będzie to już dla nikogo przykry kolejny obowiązek a po prostu codzienność, bez której nie będziecie wyobrażali sobie dnia :)
Dzieci - bardzo często słyszę od koleżanek, że nie mogą się odchudzać ponieważ mają dzieci i nie mają już na nic innego czasu. Hmmm... tutaj nie chcę się wymądrzać bo sama nie posiadam potomstwa. Ale mogę Wam napisać co zaobserwowałam. Kilkakrotnie widziałam matki biegające w parku. A skąd wiem, że to matki? Ponieważ obok zawsze towarzyszyło im dziecko (zazwyczaj na rowerku). Widuję czasem matkę, która idzie pobiegać, a w tym czasie ojciec pilnuje dziecka na placu zabaw. Ja sama od czasu do czasu biegam ze znajomą i jej 6 letnim synkiem. Jest kupa śmiechu połączonej z aktywnością :) Poza tym mam też koleżanki, które jednak po ciąży potrafiły schudnąć mimo, że nie miały w domu sztabu opiekunek do dziecka. Tak więc sami widzicie - jak się chce to można :)
Brak pieniędzy - no tak tutaj przyznam jest jakiś problem. Siłownie, kluby fitness kosztują. Jak się chce w domu ćwiczyć to też coś by się przydało mieć. Chcesz iść pobiegać - musisz mieć buty. Tak więc wymówka jest nie do przeskoczenia? Ależ skąd! Dla chcącego nic trudnego. I tutaj już mogę wypowiedzieć się ze swojego doświadczenia. Sprzęt do ćwiczeń w domu (piłka, taśma, hantelki itp.) zbierałam przez kilka lat, większość z tych rzeczy dostałam np. na urodziny ;) Więc sama za dużo na to nie wydałam. Poza tym, jeżeli chodzi o sprzęt domowy do ćwiczeń to na rynku jest tego masa (skakanki, hantle, hulahopy itd.). A koszty zaczynają się nawet od 5 zł :) Tak więc nie mówcie mi, że nie macie 5-10 zł np. na skakankę, bo na kolejne ciastka pewnie macie ;) Do biegania też nikt nie karze mieć na początek super butów. Ja obecnie biegam w tych Lidlowskich za ok. 70 zł :) Są wygodne, spełniają swoją funkcję no i nie kosztują 400 zł :) Wcale nie ma aż tak wielu biegaczy w parku w super wypasionych strojach ;) Pewnie część osób teraz pomyśli "ale ja sama nie umiem w domu ćwiczyć, biegać nie potrafię, a na siłownię i aerobik mnie nie stać". Takim osobą polecam przeanalizowanie swojego budżetu, na co wydajemy kasę, bo być może okaże się, że wydajemy kasę np. ciastka, które w skali miesiąca kosztują nas 60 zł. Zamień ciastka na karnet :)
Brak siły - kolejny argument, który należał również do mnie. Po pracy byłam wypompowana i nie miałam ochoty nic już w domu robić. Na samą myśl o wykonywaniu ćwiczeń dopadał mnie zły nastrój. Początkowo traktowałam to jak kolejny obowiązek i trochę czasu mi zajęło zmienienie swojego podejścia do ćwiczeń. Po paru tygodniach stwierdziłam, że wcale nie jest tak źle. Idąc po pracy do parku wcale nie czuję się po powrocie z niego bardziej zmęczona. Raczej czuję się pobudzona i spokojniejsza :) Po prostu szczęśliwsza :) Moja rada - po prostu spróbujcie. Być może i w waszym wypadku będzie tak, że ten czas aktywności nie będzie aż taki wyczerpujący jak się Wam zdawało. Pamiętajcie, że najgorzej zawsze jest zacząć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz