Święta zbliżają się wielkimi krokami. I to co spędza sen z powiek większości odchudzających się osób: JEDZENIE! Duże ilości jedzenia, serniczki, pierniczki, rybki, mięsa, sałatki itd....
Mnie osobiście troszkę to przeraża, bo wiem że nie pohamuję się przed wszamaniem sernika ;)
No cóż, myślę że nie tylko ja ;)
Ehhh......
Jednak chorubsko mnie dopadło:/ 2 tygodnie wycięte z fitnesowego życiorysu :( A były takie piękne plany, Tabata, bieganie, aerobik...
Jestem zła na siebie, mimo że zrobiłam wszystko żeby nie zachorować (łącznie z noszeniem czapki i jedzeniem czosnku). No trudno, dopadło i już ! Na szczęście już po wszystkim i mam nadzieję, że uodporniłam się na następne pół roku :D
Tak tak tak - postanowiłam w tym sezonie zimowym biegać regularnie. I jak na razie się tego trzymam (chociaż mamy nadal kalendarzową jesień ;) ). Ale przez cały listopad regularnie biegałam w weekendy. Niestety odpuściłam sobie bieganie w tygodniu - za ciemno i strach wygrał ;)
Ale to nie znaczy, że w te dni leniuchuję. O nie ! Tabata albo aerobik obowiązkowo !
Zauważyłam, że spora grupa ludzi narzeka, że nie potrafi schudnąć, a wręcz tyje. Oczywiście każda z nich uważa, że mało je ;) . I rzeczywiście, sama miałam "ten problem". Według mnie nie objadałam się, nie jadłam za dużo słodyczy - więc u licha dlaczego waga nie idzie w dół ?! ;( Pewnie też skądś to znacie ...
Dzisiejszy wpis poświęcam butom do biegania, a dokładnie tym sprzedawanym w znanym przez wszystkich dyskoncie. Buty marki Crivit mam w swojej garderobie obecnie 2 pary: na lato i zimę ;) Tak przynajmniej je reklamowali :) A czy warto je kupować?
To nie jest tylko moja opinia. Wiadomo, że jak płachta na byka działa na człowieka zdanie "ja nie wierzę, że ty dasz radę". A właśnie, że dam, nie poddam się, osiągnę swój cel ! Koniec kropka ! Jak nie ja to kto :)
Z moim bieganiem jest tak, że staram się trenować regularnie. I naprawdę mi to wychodzi :) Ale są dni kiedy nie mam totalnie ochoty na jogging, dopada mnie leń, który wrzeszczy do ucha "daj sobie dzisiaj spokój, jutro pójdziesz". Dzięki Bogu przy drugim uchu siedzi motywacja i mi szepcze "idź dzisiaj, bo jutro będzie deszcz" ;)
Teraz nie mogę się poddać :) Klamka zapadła ... Słowo poszło w świat :) Najpierw namówiłam znajomą (A.) na bieganie, znajoma po 2 joggingach stwierdziła, że zapisuje się dodatkowo na aerobik :) Był to pierwszy mega kop motywacji dla mnie wiedząc, że zainspirowałam jeszcze kogoś do ruchu :) Ale to nie koniec ...
Mówią, że nie ma czegoś takiego jak brak czasu - jest tylko brak motywacji ;) I chyba największą zmorą wszystkich odchudzających się lub chcących się odchudzać jest właśnie jej brak. I dla jednych motywacją będzie zakup np. hantli, ale u innych nawet zakup karnetu na siłownię, modnego stroju do ćwiczeń i pakietu SPA nie pomoże zmotywować. Wiadomo - każdy z nas jest inny ;)
Park - miejsce publiczne, do którego mają dostęp wszyscy obywatele. Wiadomo, że jest to ulubione miejsce spacerowiczów, rodzin z dziećmi, rolkarzy, biegaczy no i oczywiście psów ze swoimi właścicielami. I właśnie tej ostatniej grupie chciałabym poświęcić ten wpis.
Jak zwykle 2 dni weekendu przeleciały nawet nie wiem kiedy :) Generalnie spędziłam go skupiając się głównie na sobie. Zero szaleństw, imprez. Sport i relaks :)
Mam taką znajomą, nazwijmy ją Ania. Ania jest szczęśliwą, 33 letnią mamusią i żoną. Żyje sobie spokojnie, dom-dziecko-mąż. Nie pracuje. Nigdy nie była chuda, ale przed ciążą jeszcze jakoś się tam trzymała. Niestety Ania miała, a raczej nie miała silnej woli. Zawsze lubiła zjeść, dużo i tłusto, słodkości były jej drugim "ja".
Motywacja - coś co mamy albo nie. Jeżeli mamy to każdy problem traktujemy jak wyzwanie i idziemy dalej do celu :) Ale jeżeli nam jej brak - uuu wtedy kicha na całego.
Ale nie ma się co zamartwiać! Motywacja rzecz nabyta :)
Moja przygoda z bieganiem zaczęła się kilkanaście lat temu. Wówczas jeszcze nie było takiej mody na jogging i mało kto chciał mi towarzyszyć. Co do towarzystwa nadal mam problem, ale już nie dlatego, że ktoś się wstydzi tylko, że się komuś nie chce ;)
Do ograniczenia kalorii troszkę się przygotowałam. Nie robiłam już tak jak w liceum czyli z dnia na dzień przeszłam z 2400 kcal na 1000 kcal. Był to błąd- duży błąd. Poza tym te 1000 kcal dziennie było dla mnie ciężkie do zrobienia. Ciągle czułam głód. Tak więc tym razem wzięłam byka za rogi ale w inny sposób :)
Zanim rozpoczęłam liczenie kalorii, najpierw zmieniłam swoje nawyki żywieniowe. Z racji późnego powrotu do domu obiad zjadałam w godzinach wieczornych. I tak wyglądał mój żywieniowy rozkład dnia:
Od razu Wam powiem, że dieta cud nie istnieje! Nawet jej nie szukajcie - szkoda czasu. Ja nigdy nie eksperymentowałam z Dukanem czy inną dietą cud. Mimo, że miałam w swoim otoczeniu jedną koleżankę, która stosowała Dukana po ciąży i muszę przyznać, że efekt był całkiem niezły. Ale nie mam zielonego pojęcia jak się ta dieta odbiła na jej organizmie i czy ją stosowała rygorystycznie.
Pierwsze co zmieniłam w swoim życiu po ujrzeniu magicznego 78 kg na wadze było zwiększenie ruchu.
Ruch to zdrowie :)
Zaczęłam ćwiczyć - nie była to dla mnie nowość, bo już wcześniej ćwiczyłam. Teraz się po prostu lepiej do tego zabrałam. Znalazłam na Youtube filmiki instruktażowe z aerobikiem i heja :D
Od 17 miesięcy się odchudzam. Kłamstwo - odchudzam się tak naprawdę od 5 lat ale dopiero od 17 miesięcy robię to z głową i z efektami.
Znajomi się mnie pytają jaki jest mój sekret?
Dieta cud?
Aerobik?
Bieganie?
Brak słodyczy?
Hmmm, z każdego po trosze (chociaż ze słodyczami to u mnie akurat nic się nie zmieniło). Ale najważniejsze co mi pomogło tym razem to WYTRWAŁOŚĆ!